
Ta historia zaczyna się w zasadzie typowo. Wstajemy bardzo rano i wsiadamy w samochód. Jest sierpniowa sobota, więc dzień będzie bardzo ciepły, ale na razie jest jeszcze przyjemnie chłodno. Jedziemy trochę w nieznane, bo to w zasadzie nasza pierwsza podróż do Łańcuta i pierwsze spotkanie z Nimi. Po drodze obowiązkowa kawa, żeby rozruszać trochę organizm. Powoli zbliżamy się do Łańcuta, a im jesteśmy bliżej, tym bardziej wzrasta w nas napięcie i ekscytacja tym, co zastaniemy na miejscu.
Wreszcie dojeżdżamy. Wchodzimy do eleganckiego, nowoczesnego Hotelu Sokół , widzimy przestronną, jasną salę, szare obrusy, kwiatową papeterię. Jest pięknie. Elegancko, a zarazem z ogromnym wyczuciem i smakiem. A potem nadchodzą ONI. Wysocy, piękni i uśmiechnięci. Dalej jest już tylko lepiej.