Czarny to nie kolor, to styl życia. I wie o tym każdy, kto pamięta plecak kostkę i nocne czuwanie przy audycjach radiowych, żeby nagrać ukochany utwór na kasetę magnetofonową. Kto wśród znajomych miał chłopaka z długimi włosami. Albo sam jest takim chłopakiem.

U Nich to wszystko się zgadza. Poznali się na festiwalu gotyckiego rocka, a potem to już wiadomo, miłość, koty, wspólna szafa czarnych ciuchów. I Jej przeprowadzka do Rzymu, skąd On pochodzi.

No a później był polsko-włoski ślub. Tutaj w Polsce. I sesja ślubna, która była must have całego wydarzenia. A wszystko dlatego, że Magda miała już za sobą udział w kilku sesjach jako modelka i zdjęcia mają dla niej szczególną wartość (czujecie nasz stres na wieść o tym?)

Plener ślubny w lesie

Niebagatelne znaczenie miało też miejsce, które miało stać się naszym planem zdjęciowym. Piękny, gęsty, miejscami dziki las. Z bagnami, mchem, wielkimi kraterami piachu. W każdym zakątku trochę inny i w każdym magiczny. Las, który Magda zna od podszewki, bo jest obok jej rodzinnego domu i spędziła w nim mnóstwo czasu. I za którym tęskni czasami w tętniącym życiem, gorącym Rzymie.

Było dla nas oczywiste, że to właśnie w tym miejscu musi odbyć się nasza alternatywna sesja ślubna. Pojawił się jednak dylemat, czy sesja ma odbyć się w białej sukni ślubnej, czy może jednak w czerni. Zdecydowaliśmy, że czerń będzie idealna i to był strzał w dziesiątkę!

I tak oto znaleźliśmy się w tym bajecznym miejscu, z naszymi aparatami i w towarzystwie tych niezwykłych Ludzi. Snuliśmy się więc powoli, rozmawiając o alternatywnej muzyce, włoskim jedzeniu, latach osiemdziesiątych (i wczesnych dziewięćdziesiątych) i o kotach oczywiście! I robiliśmy mnóstwo zdjęć, bo czuliśmy totalną chemię między nami, a miejsce i światło doskonale nam w tych zdjęciach pomagały.

I tak właśnie powstała ta bardzo osobista, pełna magii, trochę alternatywna sesja ślubna. W czarnych strojach, ciemnym, gęstym lesie, ze złotym światłem przebijającym zza drzew. Jedna z naszych ulubionych.