Milena & Przemek | Szklarnia Grodzisk
Po raz pierwszy nasze drogi z Mileną i Przemkiem przecięły się na weselu Gosi i Mateusza w Szklanej Stodole, na którym byli gośćmi. Kilka miesięcy później napisali do nas wiadomość z pytaniem o wolny termin na swoje wesele w Szklarni Grodzisk, umówiliśmy się więc na krótką wideorozmowę, a potem pozostało nam już tylko wielkie odliczanie do ich wyjątkowego dnia.
Wesele w Szklarni Grodzisk
A zdecydowanie było na co czekać! Na miejsce celebrowania swojego wesela Milena z Przemkiem wybrali Szklarnię Grodzisk, klimatyczną przeszkloną stodołę w Grodzisku Mazowieckim, w niedalekiej odległości od Warszawy. Miejsce, które łączy w sobie elementy tradycji (bryła stodoły, naturalne drewno, sielski klimat) z nowoczesnością (duża ilość przeszkleń nadaje lekkości i współczesnego rysu) jest też idealnym wyborem dla tych, którzy kochają kontakt z naturą. Dzięki dużym przeszklonym ścianom, do środka sali wręcz wlewa się okoliczna zieleń. Taka kombinacja już sama w sobie stanowi piękne tło i w zasadzie nie wymaga już rozbudowanych dekoracji.
Poza pięknym wnętrzem, również otoczenie sali jest świetnie przemyślane i stwarza wiele możliwości aranżacyjnych. Milena z Przemkiem wykorzystali przestrzeń Szklarni Grodzisk na maxa! Poza pięknie udekorowanym wnętrzem, gdzie odbywała się część jadalna i taneczna, zadbali też o atrakcje na zewnątrz, dając tym samym swoim gościom dużą swobodę w wyborze sposobu, w jaki chcą się bawić. Na zewnątrz rozstawione były leżaki, estetyczny drink bar z barmanem tworzącym kolorowe drinki, a na trawie przed stodołą zaparkował Photo Bus, czyli miętowy, odrestaurowany bus pełniący funkcję fotobudki. Dzięki temu goście mogli swobodnie przemieszczać się między wnętrzem Szklarni Grodzisk, a zewnętrznym ogrodem i w każdym z tych miejsc mieli zapewnione atrakcje. Takie poszerzenie miejsca imprezy o zewnętrzną część idealnie wpisuje się w nurt slow weddding.
Milena z Przemkiem nie zapomnieli też o tym, jak duży wpływ na klimat ma oświetlenie, dzięki czemu ogród prezentował się bajkowo również po zmroku! Na trawie ustawiony był wielki świecący napis "Miłość", a między drzewami rozwieszone były girlandy świetlne. Dzięki tym akcentom goście mogli relaksować się na zewnątrz również nocą.
Przyjęcie weselne w plenerze
Milena z Przemkiem bezbłędnie wykorzystali możliwości, jakie dała im przestrzeń Szklarni Grodzisk i zaplanowali kilka głównych atrakcji przyjęcia właśnie na zewnątrz. A zaczęło się już od pierwszego tańca, który postanowili zatańczyć nie klasycznie na parkiecie, a wykorzystując w tym celu drewnianą altanę przylegającą do sali. No i cóż, wypadło to pięknie! Romantyczny taniec, odtańczony pod gołym niebem, przy zachodzącym słońcu, i goście zgromadzeni wokół na trawie, to idealny przepis na spektakularne otwarcie wesela.
Po takim otwarciu parkietu przyszedł już czas na szaloną zabawę w środku sali weselnej, a komu brakowało już sił, mógł odpocząć na leżaku z drinkiem albo wpaść do PhotoBusa na pamiątkowe zdjęcia. A kiedy zapadł zmrok, goście otrzymali zimne ognie i wszyscy zgromadzili się ponownie na zewnątrz, tym razem na tort. No i co Was będziemy czarować, wyglądało to ekstra! Taki sposób podania tortu - na zewnątrz, z wykorzystaniem klimatycznego światła czy zimnych ogni trzymanych przez gości jest dużo bardziej atrakcyjny niż tradycyjny wjazd tortu na wózku na środek sali. Więc o ile tylko pogoda i otoczenie sali na to pozwala - totalnie polecamy Wam takie rozwiązanie!
Przygotowania w zabytkowych apartamentach
Kiedy przywiązuje się tak dużą wagę do estetyki miejsca przyjęcia, warto pomyśleć również o tym, jak wyglądać będzie miejsce Waszych przygotowań. Milena z Przemkiem zadbali również o ten aspekt i wynajęli w tym celu piękne apartamenty w Starej Przędzalni. Wysokie, przestronne pomieszczenia z dużymi oknami nie tylko zapewniły im dużo swobody i miejsca, ale też stanowiły przy okazji piękne tło do zdjęć.
A dzięki temu, że oboje mieli apartamenty w tym samym budynku, zaoszczędzili mnóstwo czasu i nerwów na przemieszczaniu się pomiędzy różnymi lokalizacjami i mogli skupić się na spokojnym celebrowaniu tego czasu.
Ślub rustykalny, boho, a może greenery?
Jeśli mielibyśmy określić styl tego wesela, to chyba wypadałoby powiedzieć po prostu, że zrobili je po swojemu. Wzięli wszystko co najlepsze ze stylu rustykalnego, ale przełamanego nutą nowoczesności, ze swobodnego celebrowania wesela w stylu slow wedding, ze stylu greenery, który wykorzystuje piękno natury, z lekkości stylu boho, a sami doprawili to szczyptą glamouru, bo błyszczeli w tym dniu jak milion dolarów. I wyszedł im ten mix znakomicie!
Miejsce: Szklarnia Grodzisk
Suknia ślubna: Magdalena Popiel
Garnitur: Andre Grand Kraków
Makijaż: Beauty Dealer
Fryzura: Fashion Hair Club
Florystyka: Kwiecimy Studio
Papeteria: Amelia Wedding
Zespół: Retrosekcja
Film: Dominik Rzędzicki
Macie ochotę wyruszyć z nami w ślubną podróż?
Napiszcie nam o swoich ślubnych planach! Nie możemy się doczekać, aż poznamy Waszą historię.
Sesja narzeczeńska | Marysia & Krzysiek (& Snoopy)
Sesja narzeczeńska z psem
Czy na sesję narzeczeńską warto zabrać psa? Naszym zdaniem zdecydowanie TAK! W końcu nieczęsto zdarza się okazja do takich wspólnych zdjęć z pupilem. Obecność Waszego ukochanego psa może też pomóc Wam poczuć się pewniej podczas sesji, zwłaszcza jeśli czujecie się niepewnie przed aparatem. Skupienie uwagi na pupilu, wspólna zabawa czy przytulanie go może pomóc przełamać pierwsze lody.
Sesja narzeczeńska w plenerze
Gdzie w takim razie najlepiej wykonać taką sesję? Gdziekolwiek chcecie! Nasze pary zazwyczaj decydują się na sesje narzeczeńskie w plenerze - na łące, w lesie czy nad wodą. Z Manią i Krzysiem, i ich psem Snoopym wybraliśmy się nad Zalew Zemborzycki w Lublinie, gdzie fotografowaliśmy zarówno wśród drzew, jak i nad samą wodą. Marysia i Krzysiek zaufali nam do tego stopnia, że bez wahania gotowi byli położyć się nawet na asfalcie (nie ma większej radości dla fotografa niż taki stopień zaufania, nie ma!), a i Snoopy poczuł prawdziwy pociąg do bycia modelem i nierzadko wyrywał się na pierwszy plan. Jakby tego było mało, na naszej sesji narzeczeńskiej dopisało nam też genialne światło. Czy można chcieć więcej?!
Jeśli więc nadal nie jesteście przekonani, czy sesja narzeczeńska z psem to dobry pomysł, to koniecznie obejrzyjcie te zdjęcia.
Monika & Bartek | Wesele w oranżerii
Pomysłów na to, gdzie zorganizować wesele, jest milion. I z każdym rokiem przybywa kolejnych opcji. Wesele glamour, rustykalne, boho, klasyczne - to tylko niektóre z możliwości. Coraz więcej par decyduje się jednak nie zamykać w jednym, określonym stylu wesela i miksuje dowolnie różne gatunki tworząc własną, indywidualną jakość.
Tak też zrobili Monika i Bartek, którzy stworzyli swój własny unikalny mix, łącząc ślub w małym, drewnianym kościele z weselem w podświetlonej na zielono oranżerii.
Ślub w drewnianym kościele
Ale zacznijmy od początku. Kiedy dojechaliśmy na miejsce przygotowań (i późniejszego wesela), nie wiedzieliśmy do końca, czego się spodziewać. Nie mieliśmy okazji poznać się z Moniką i Bartkiem przed ich ślubem i nasza relacja była do tej pory wyłącznie mailowa. Przywitała nas jednak uśmiechnięta i wyluzowana para i już wiedzieliśmy, że to będzie dobry dzień. Z każdą kolejną godziną okazywało się jednak, że był coraz lepszy!
Po przygotowaniach, ubrana w piękną, prostą suknię ślubną od Violi Piekut Monika, udali się wraz z Bartkiem na miejsce ślubu, czyli do Muzeum Wsi Radomskiej. Tam, w przepięknym, zabytkowym drewnianym kościele pw. św. Doroty z Wolanowa, odbyła się ceremonia.
Ślub w drewnianym kościele ma swój niepowtarzalny klimat. Uwielbiamy takie kościoły za to, że wszystko jest bardzo kameralne i intymne, a Parę Młodą otaczają najbliżsi, którzy siedzą w niewielkiej odległości. Dzięki temu cała uroczystość jest jeszcze bardziej emocjonalna. Tak też było w tym przypadku! Nie zabrakło radości, wzruszeń, ukradkowych spojrzeń, dumy w oczach Mamy ani czułych gestów.
A jakby połączenie pięknej Pary Młodej z pięknym miejscem i pięknymi emocjami to było zbyt mało, to w prezencie dostaliśmy jeszcze niesamowity zachód słońca, wpadający do środka kościoła od pierwszych chwil ślubu. Czy można było wymyślić to lepiej?
Wesele w oranżerii
Wspaniałym zwieńczeniem tych emocjonujących wydarzeń było wesele, które odbyło się w przeszklonej oranżerii. Specjalnie na tę okazję oranżeria została profesjonalnie oświetlona na zielono, dzięki czemu można było poczuć się trochę jak w tajemniczym ogrodzie.
Część taneczna przyjęcia rozpoczęła się od pierwszego tańca Moniki i Bartka, który był totalnie zjawiskowy! Ubrany w kaszkiet i palący cygaro Bartek i Monika w oszałamiającej sukience z piór wykonali układ pełen skomplikowanych figur i jeszcze mieli przy tym masę zabawy. Impreza rozpoczęła się więc z przytupem! Potem ogień na parkiecie rozniecał się coraz bardziej, aż zwieńczony został pokazem fajerwerków. A następnie kolejną porcją tańców, i tak zapewne do samego rana.
Moglibyśmy napisać o tym dniu jeszcze wiele słów, ale naszą ulubioną formą opowiadania historii są obrazy, więc nie przedłużając już, zapraszamy na fotograficzny skrót ze ślubu Moniki i Bartka. Rozgośćcie się!
Szklana Stodoła | Gosia & Mateusz
Jak zorganizować idealne wesele w Dzień Dziecka? To proste! Najpierw odnaleźć dziecko w sobie, a potem znaleźć szklaną stodołę, zaprosić gości i pozwolić, żeby każdy bawił się jak chce. Leżał na leżakach w trawie, popijał drinki z palemką, objadał się słodyczami albo zdzierał buty na parkiecie. A wszystko w rytmie granej na żywo muzyki, z dala od miejskiego zgiełku, w otoczeniu zieleni.
Przygotowania do ślubu
Ale zanim tam ruszymy, najpierw centrum miasta. Tu w jednej z lubelskich kamienic zaczyna się cała historia. Fryzura, makijaż, ostatnie ustalenia organizacyjne. Potem dziewczyńska przejażdżka czerwonym cinquecento (a czerwone wiadomo, najszybsze) i z piskiem opon podjeżdżamy do mieszkania. Tam poznajemy Rodziców, witamy się z kotami, ktoś przekręca Twoje imię, Ty przekręcasz imię kota, jest dużo śmiechu i tematy do żartów na resztę dnia.
W tym samym czasie, w zupełnie innym miejscu, Mateusz w skupieniu zakłada swój garnitur w kratę, a drużbowie pomagają mu zapiąć spinki. Na dole czeka już czarny odrestaurowany Mercedes, którym za chwilę ruszy w drogę przez las.
Tymczasem dziewczyny kończą zakładanie sukni. Są wzruszenia i zachwyty, a potem nerwowe oczekiwanie na przyjazd Mateusza. No i nadchodzi moment pierwszego spotkania. Na Jej widok Jemu odbiera na chwilę mowę, a Jej szklą się oczy. A po chwili płaczą już prawie wszyscy,
Do kościoła idą pieszo, całym orszakiem, po drodze witając kolejnych gości. A jeśli chodzi o samą ceremonię, to tu znowu - gdzie nie spojrzeć, tam wzruszenie i wycierane ukradkowo łzy. Ale dość już wzruszeń! Jest Dzień Dziecka, więc czas na zabawę!
Szklana Stodoła - Uroczysko Motycz
Jedziemy więc za miasto, gdzie skryta w zieleni czeka już na nas Szklana Stodoła. Udekorowana w stylu rustykalnym, z własnoręcznie rozwieszanymi przez Gosię i Mateusza trójkątnymi proporczykami pod sufitem, mnóstwem papierowych lamp i makramą za stołem Pary Młodej. Do tego delikatne bukiety z gipsówki, świece i podkładki z plastrów drewna. Przeszklone ściany wpuszczają do środka zieleń, a na zmęczonych zabawą czekają na trawie leżaki. A trzeba powiedzieć, że było od czego odpoczywać! Parkiet dosłownie płonął, a my, choć widzieliśmy już wiele, wciąż pytaliśmy siebie: "Co tu się dzieje??". Każdy czuł się w tym miejscu wspaniale. Ale to jest właśnie piękno Szklanej Stodoły. Wolność. Dzieciaki biegały po trawie, kto chciał, ten tańczył, kto nie chciał - leżał na leżaku. A jednocześnie, mimo tego rozproszenia, szklane ściany łączą ze sobą wszystkie te światy i nie dzielą gości na tych "tańczących" i "nietańczących", którzy spotykają się tylko na posiłkach.
Czasem tak jest, że przychodzisz na reportaż i już po 5 sekundach wiesz, że z tymi Ludźmi to będzie impreza, jakiej nie zapomnisz nigdy. Że będziesz się wzruszać, będziesz się głośno śmiać, będziesz w ciągłym ruchu i będziesz mieć mnóstwo do opowiedzenia obrazami. I to był dokładnie ten przypadek. Jedna wielka fiesta miłości. I jesteśmy pewni, że w całym kosmosie nie było tego dnia lepszej imprezy.
Podobała Ci się ta historia? Zobacz też:
Macie ochotę wyruszyć z nami w ślubną podróż?
Napiszcie nam o swoich ślubnych planach! Nie możemy się doczekać, aż poznamy Waszą historię.
Karolina & Maciek | Wesele rustykalne
Ta historia jest jak ciepły kocyk. Otula, wywołuje uśmiech na twarzy, daje błogie uczucie spokoju. Jej bohaterowie - Karolina, Maciek i ich synek Miki to taka rodzina, w której pełno jest miłości, czułości i wzajemnej troski. A do tego radości z bycia blisko. Nic więc dziwnego, że ich rustykalne wesele również pełne było tych emocji!
Ślub i wesele w stylu rustykalnym
Karolina od początku wiedziała, że chce, żeby ślub i wesele były w stylu rustykalnym. Z nawiązaniem do natury, z ciepłym światłem, drewnianymi dodatkami i świeżymi kwiatami. I z motywem słoneczników. I tak też było! Pan Młody do garnituru założył drewnianą muchę i spinki, a pod marynarką założone miał jasne szelki. Panna Młoda ubrana była delikatną, rustykalną suknię ślubną z koronki, a na głowę założyła wianek ze świeżych kwiatów. Przed domem czekał na nią pięknie odrestaurowany samochód ogórek, którym następnie wyruszyła do kościoła, gdzie razem z Maćkiem mieli zobaczyć się po raz pierwszy w ślubnych strojach.
A sam ślub? Odbył się w niewielkim kościele z drewnianym sklepieniem, który również udekorowany był w stylu rustykalnym. Były tam świece w szklanych słojach, wypełnionych mchem, były świeże kwiaty i drewniane dodatki. Karolinę do ołtarza poprowadził tata. Tam czekał już na nią Maciek, który nie mógł ukryć wzruszenia na widok swojej za chwilę już żony. I wcale mu się nie dziwimy! Zresztą cała ceremonia pełna była emocji: wzruszeń, śmiechu, czułych gestów.
Rustykalne wesele - Półwysep Wądzyn
A po ślubie czas na wesele! Na miejsce swojego przyjęcia Karolina z Maćkiem wybrali Półwysep Wądzyn - położoną nad jeziorem i otoczoną zielenią salę, której jedna ściana jest w całości przeszklona, wpuszczając do środka całe morze drzew. Oczywiście również na sali weselnej nie mogło zabraknąć rustykalnych dekoracji. Dlatego za stołem Młodej Pary wisiały udekorowane zielenią koła, przed stołem zaś ustawione zostały drewniane skrzynie, w których znalazły się świece w słojach i oczywiście bukiety kwiatów ze słonecznikami. Charakterystycznym elementem stylu rustykalnego jest duża ilość drewna, dlatego też przed salą weselną na gości czekała drewniana tablica powitalna, a tort udekorowany był małymi plastrami drewna z wygrawerowanymi inicjałami Pary Młodej.
Styl rustykalny lubi nawiązanie do natury, a tego nie zabrakło w żadnym elemencie tego wesela. Dlatego jedną z atrakcji, kiedy na zewnątrz zapadł już zmrok, było wyjście na zewnątrz ze wszystkimi gośćmi, nad znajdujące się w otoczeniu sali jezioro. Tam goście dostali zimne ognie, a Karolina z Maćkiem duży wieniec ze świecami, który następnie puścili na wodę jeziora. A na koniec wykorzystaliśmy jeszcze płonące pochodnie, żeby zrobić Karolinie i Maćkowi kilka wspólnych, klimatycznych zdjęć.
Moglibyśmy opowiadać o tym klimacie jeszcze długo, ale choć te wszystkie dekoracje i miejsca są ważne, bo współtworzą klimat ślubu, to jednak najważniejsze jest to, co dzieje się między głównymi bohaterami. A tutaj działo się kosmicznie dużo i kosmicznie dobrze. Dajcie się więc otulić tej ciepłej historii, która nie pozostawia cienia złudzenia, że miłość to jest jednak super sprawa!
Suknia ślubna: Patrycja Pardyka
Garnitur: Karol Włodarski Derred Moda Męska
Bukiet i wianek Panny Młodej: Artemi Poznań
Makijaż: Magdalena Cybulska
Fryzura Panny Młodej: Dorota Kasiorkiewicz
Dekoracje sali: Ogrody Beaty, Beata Andrzejewska
Tablica powitalna, cake topper - Ilustratyw
Papeteria: Wyczarowane z papieru
Zespół muzyczny: Art Melody
Slow wedding | Jagoda & Filip | Trzy Korony Puławy
Najpierw jest luty i zima, i grypa. Dostajemy maila z pytaniem o wolny termin i kilkoma słowami o tym, jak wyglądać będzie ślub. W skrócie plan jest taki, że ma być zielen, swoboda, rodzina i przyjaciele. Czujemy w kościach, że to będzie piękna historia. Kilka dni potem dostajemy kolejnego maila i już wiemy, że będziemy mogli być częścią tego wydarzenia. I to jest radość taka, że na chwilę zapominamy nawet o zimie i grypie.
Potem jest upalny koniec lipca. Jagoda pisze, że wrzesień już niedługo i może fajnie byłoby sie poznać na żywo przed ślubem. Taka propozycja to miód na nasze serca, więc umawiamy się na poranną kawę i poznajemy Jagodę oraz jej cudowną mamę, Ninę. Rozmawiamy o ślubie, o życiu, o Poznaniu, a potem nagle dowiadujemy się, że Jagoda z mamą stoją za marką Anacomito i szyją piękne i wygodne nerki (sprawdźcie koniecznie, są super zdolne!). Z każdą minutą i każdym słowem przekonujemy się, że znowu mamy niesamowite szczęście i trafiliśmy na ludzi, którym w duszach gra podobnie jak nam. :) I naprawdę nie możemy się już doczekać września i tego ślubu.
A potem nadchodzi wreszcie wrzesień. Historia trochę zatacza koło, bo znowu dopada nas przeziębienie i dzień przed ślubem mamy niewielką gorączkę. Ale przychodzi sobota, pakujemy się i ruszamy do Puław. Wchodzimy do hotelu Trzy Korony i widzimy tonącą w zieleni salę. A potem zatapiamy się już totalnie w tym dniu i jesteśmy cali w tym miejscu, tej historii i z tymi ludźmi.
Slow wedding w Trzech Koronach w Puławach
Gdyby ktoś zapytał nas jakiś czas temu, czym jest według nas slow wedding, mielibyśmy problem z definicją. Teraz znamy już odpowiedź. To swoboda, lekkość, bliskość, brak schematów i reguł. To suknia zakupiona w popularnej sieciówce, która wcale nie jest biała. To buty w kolorze brudnego różu. To sala tonąca w zieleni i wieszane z przyjaciółmi sznury światełek między żyrandolami. To brak pośpiechu, delektowanie się chwilą i obecnością bliskich ludzi. To radość, miłość, szalona zabawa. To niesamowite zaangażowanie najbliższych - zdolnej mamy, która ręcznie przerabia sukienkę Jagody, przyjaciela, który zatapia całe miejsce w kwiatach i wykonuje nieziemski bukiet, kolejnego przyjaciela, który dba o stronę muzyczną przyjęcia. To utwór Amy Winehouse wybrzmiewający w momencie składania życzeń. To ślub, który ani trochę nie jest na pokaz, za to w całości jest dla głównych bohaterów.
Ten dzień płynął własnym, nieco magicznym rytmem i jedyne co można było zrobić, to całkowicie mu się poddać. Weźcie więc kubek kawy/herbaty i zanurzcie się z nami w slow rytmie tej wrześniowej soboty.
Przygotowania: Hotel Trzy Korony
Ślub: Parafia Wniebowzięcia NMP w Puławach
Wesele: Hotel Trzy Korony
Bukiet, kwiaty na sali: Marcin Gładki
Suknia: Mango
Alternatywna sesja ślubna
Czarny to nie kolor, to styl życia. I wie o tym każdy, kto pamięta plecak kostkę i nocne czuwanie przy audycjach radiowych, żeby nagrać ukochany utwór na kasetę magnetofonową. Kto wśród znajomych miał chłopaka z długimi włosami. Albo sam jest takim chłopakiem.
U Nich to wszystko się zgadza. Poznali się na festiwalu gotyckiego rocka, a potem to już wiadomo, miłość, koty, wspólna szafa czarnych ciuchów. I Jej przeprowadzka do Rzymu, skąd On pochodzi.
No a później był polsko-włoski ślub. Tutaj w Polsce. I sesja ślubna, która była must have całego wydarzenia. A wszystko dlatego, że Magda miała już za sobą udział w kilku sesjach jako modelka i zdjęcia mają dla niej szczególną wartość (czujecie nasz stres na wieść o tym?)
Plener ślubny w lesie
Niebagatelne znaczenie miało też miejsce, które miało stać się naszym planem zdjęciowym. Piękny, gęsty, miejscami dziki las. Z bagnami, mchem, wielkimi kraterami piachu. W każdym zakątku trochę inny i w każdym magiczny. Las, który Magda zna od podszewki, bo jest obok jej rodzinnego domu i spędziła w nim mnóstwo czasu. I za którym tęskni czasami w tętniącym życiem, gorącym Rzymie.
Było dla nas oczywiste, że to właśnie w tym miejscu musi odbyć się nasza alternatywna sesja ślubna. Pojawił się jednak dylemat, czy sesja ma odbyć się w białej sukni ślubnej, czy może jednak w czerni. Zdecydowaliśmy, że czerń będzie idealna i to był strzał w dziesiątkę!
I tak oto znaleźliśmy się w tym bajecznym miejscu, z naszymi aparatami i w towarzystwie tych niezwykłych Ludzi. Snuliśmy się więc powoli, rozmawiając o alternatywnej muzyce, włoskim jedzeniu, latach osiemdziesiątych (i wczesnych dziewięćdziesiątych) i o kotach oczywiście! I robiliśmy mnóstwo zdjęć, bo czuliśmy totalną chemię między nami, a miejsce i światło doskonale nam w tych zdjęciach pomagały.
I tak właśnie powstała ta bardzo osobista, pełna magii, trochę alternatywna sesja ślubna. W czarnych strojach, ciemnym, gęstym lesie, ze złotym światłem przebijającym zza drzew. Jedna z naszych ulubionych.
Ola & Paweł | Ślub plenerowy w Dworze Anna
To historia o tym, że miłość ma kolor. Zielony. I że ta prawdziwa czasem potrzebuje czasu, żeby dojrzeć i że potrafi przetrwać wszelkie przeciwności losu. Że czasem druga osoba jest nam po prostu pisana i nie da się od tego uciec. To też historia o tym, że ważne jest to, jakimi otaczamy się ludźmi i że przyjaciele i rodzina to prawdziwy skarb.
Ślub plenerowy | Dwór Anna Lublin
Ta historia zdarzyła się w pewną ciepłą, słoneczną, sierpniową sobotę. W skąpanym w zieleni ogrodzie Dworu Anna w Lublinie, w drewnianej altanie Ola i Paweł obiecywali sobie wieczną miłość, a nad ich głowami powiewały delikatnie białe łapacze snów. Warstwę muzyczną tworzyły na zmianę śpiew ptaków, kwartet smyczkowy i występ wokalny przyjaciółki, podczas którego w powietrzu unosiły się mydlane bańki, a w oczach gości szkliły się łzy. Wszystko tego dnia zachwycało - pogoda, światło, stylizacja Oli, dekoracje altany i Dworu Anna, małe sukulenty jako podziękowania dla gości. Ale najbardziej zachwycali ludzie i atmosfera. Radość, bliskość, wzruszające gesty. Powietrze pachnące latem, własne słowa przysięgi wypowiadane podczas zakładania obrączek, miłość w oczach i uśmiechów tyle, że aż bolały policzki.
Kiedy docierasz na miejsce ślubu i od progu uderza Cię ogromna radość ludzi, kiedy widzisz, że ten dzień jest dla nich ważny, że nie wyobrażają sobie spędzić życia bez siebie, to robisz zdjęcia, a po cichu się wzruszasz. I po raz kolejny myślisz, jak ważne jest to, z jakimi pracujesz ludźmi i jakie masz szczęście do spotykania ludzi o podobnej wrażliwości.
Zresztą chyba odczucia Oli i Pawła były podobne, bo po otrzymaniu od nas zdjęć, przesłali nam cudownego maila, w którym napisali m.in. takie słowa: "Podczas wyboru fotografów kierowaliśmy się nie tylko portfolio, ale także intuicją. I od początku poczuliśmy do Was "chemię". Profesjonalizm, ale także wrażliwość i ciepło, biły od każdego Waszego kadru i napisanego przez Was słowa. Dlatego też postanowiliśmy właśnie Wam powierzyć to ważne zadanie, jakim była dokumentacja naszego ślubu i wesela. Powiedzieć, że się nie zawiedliśmy - to za mało. Byliście najlepszymi fotografami, jakich mogliśmy sobie wymarzyć. Zdjęcia, które od Was otrzymaliśmy, idealnie oddają atmosferę i piękno naszego dnia. Czuliśmy, że jesteście z nami całym sercem - i to także widać w Waszej pracy. Ale także reporterska dbałość o szczegół, o najdrobniejszą emocję, czujność, połączenie profesjonalizmu i wrażliwości - to wszystko złożyło się na ten reportaż. Nie da się opisać, jak bardzo się z niego cieszymy i jak jesteśmy Wam wdzięczni. Chcielibyśmy jeszcze dodać, że kultura osobista i ciepło biły od Was tak mocno, że wielu naszych gości wspominało potem, jakich niezwykle "fajnych i sympatycznych" mieliśmy fotografów. Dzięki Waszej postawie ludzie czuli się naturalnie przed obiektywami, nie stresowali się (przynajmniej nie wszyscy :)) - a to przecież bardzo ważny element. Widać, że działacie z powołania i pasji. Dlatego chcielibyśmy jeszcze raz przeogromnie podziękować Wam za Waszą pracę, zaangażowanie, czujne oko, dbałość i każdy szczegół, profesjonalizm, wrażliwość, ciepło, pasję. Za wszystko. Jesteście wspaniali."
Kiedy przeczytaliśmy te słowa, to najpierw zalała nas fala wzruszenia, a potem nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Tak zwyczajnie. Powoli uspokoiliśmy jednak szalejące z radości serca i zgodnie uznaliśmy, że to naprawdę fantastycznie, kiedy dajesz z siebie 101%, a potem czytasz takie słowa. I już wiesz na pewno, że jesteś na właściwej drodze. Olu, Pawle, dziękujemy Wam za zaproszenie do swojego świata, za zaufanie i przyjęcie nas niemal jak członków rodziny. Niech Wasza zielona milość kwitnie jak szalona!
Miejsce przygotowań, ślubu oraz przyjęcia: Dwór Anna Jakubowice
Bukiet, wianek, dekoracje: Passja-Flora
Muzyka: Projekt Wodzirej
Makijaż: Berta Stępkowska
Monika & Maciek | Wesele Hotel Drob Urszulin
Znacie te hollywoodzkie historie o dziewczynie z sąsiedztwa, z którą najpierw można konie kraść, a potem okazuje się, że to miłość Twojego życia? Ten ślub jest dowodem na to, że scenarzyści tych filmów czerpali pomysły z samej rzeczywistości. Oto bowiem On - Maciek, bierze sobie za żonę Monikę - piękną sąsiadkę z naprzeciwka. Przez lata ich domy oddzielała tylko mała, osiedlowa ulica. Żeby wszystko wydawało się jeszcze bardziej nierealne, okazuje się, że oboje obdarzeni są filmową urodą i spokojnie mogliby zagrać główne role w tej hollywoodzkiej produkcji. Trochę czuliśmy się więc jak na planie filmu. Bardzo dobrego filmu. Wszystko było tam bowiem dopracowane, autentyczne, świetnie zrealizowane. Jej stylizacja filmowej gwiazdy, Jego wpatrzony w Nią wzrok, Ich uśmiechy, pocałunki, czułe gesty. Gdyby nie to, że tam byliśmy i widzieliśmy wszystko na własne oczy, nie uwierzylibyśmy, że ta historia wydarzyła się naprawdę.
Wejście do kościoła
Po raz pierwszy zobaczyli się tego dnia dopiero w kościele. Monikę wprowadzał dumny tata, a Maciek czekał na nią niecierpliwie przy ołtarzu (co za filmowa scena!). Potem byli już cały czas razem, ramię w ramię. Spoglądali na siebie co chwilę, z tym charakterystycznym błyskiem w oku i od razu na ich twarzach pojawiał się uśmiech. To był zdecydowanie Ich dzień.
Sesja w dniu ślubu
Drogę z kościoła na miejsce przyjęcia wykorzystaliśmy do zrobienia krótkiej poślubnej sesji zdjęciowej. Taka sesja tuż po ślubie to doskonała okazja do uchwycenia świeżych emocji. To też niepowtarzalna chwila, kiedy można na moment oderwać się od gości i nacieszyć się sobą i pierwszymi chwilami małżeństwa. Złapać chwilę oddechu. No a poza tym to był początek jesieni, drzewa mieniły się kusząco kolorami, a Oni jechali klasycznym, białym Mercedesem. Żal było nie wykorzystać tej scenerii!
Wesele | Hotel Drob Urszulin
A na przyjęciu w Hotelu Drob? Na przyjęciu był tort babci Celinki, jednorazowe aparaty analogowe na stołach gości (wspaniały pomysł!), dobra muzyka, rozgrzany do czerwoności parkiet, dużo śmiechu i wzruszeń. No i jeszcze druga część sesji, tym razem w hotelowym pokoju Hotelu Drob (kto powiedział, że sesje ślubne mogą odbywać się tylko w plenerze?)
Zapraszamy Was więc na historię Moniki i Maćka, dziewczyny i chłopaka z sąsiedztwa, których połączyło przeznaczenie i miłość. Niczym w hollywoodzkim filmie. Usiądźcie wygodnie, weźcie herbatę (lub popcorn) i dajcie się porwać tej filmowej opowieści.
Sesja rodzinna w plenerze
Zauważyliście, jak zazwyczaj wyglądają rodzinne albumy? Są w nich zdjęcia z ważnych wydarzeń: chrztu, pierwszych urodzin, pierwszej komunii, wakacyjnych wyjazdów, świąt. Czasem znajdzie się tam jakiś portret, zrobiony bez okazji. Wspólnych zdjęć całej rodziny jest jak na lekarstwo, bo przecież ktoś zawsze musi stanąć za aparatem.
Tak to wygląda w albumie.
A przecież kiedy wracamy myślami do czasu dzieciństwa, nie wspominamy zazwyczaj komunii, czy licznych świąt, a zwyczajną codzienność. Wspólne, rodzinne spacery, leżenie na kocu na trawie, zbieranie stokrotek, wycieczki nad wodę, karmienie kaczek. Dotyk trawy pod gołymi stopami, głośny śmiech. To właśnie te obrazy tworzą nasze wspomnienia z dzieciństwa i to właśnie one powinny znaleźć się w rodzinnym albumie.
Naturalna fotografia rodzinna
Dlatego umawiając się z Wami na sesję rodzinną, skupiamy się właśnie na tych drobiazgach. Chcemy pokazać Waszą codzienność, Wasze relacje, radość, jaką macie ze zwykłego przebywania razem. Bo przecież właśnie to jest największą siłą rodziny. Z tego powodu na sesję umawiamy się albo w Waszym domu, albo w plenerze - czyli w miejscach, które pozwalają na naturalność i swobodę.
Fotograf na sesję rodzinną
Pierwszą sesję rodzinną dla Kamili i Kamila wykonaliśmy, kiedy Liwia była jeszcze w brzuchu. Kiedy Liwia przyszła na świat i zagościła na dobre w ich życiu, umówiliśmy się na sesję w plenerze z jej udziałem. A po kilku latach, kiedy ich rodzina wzbogaciła się o kolejną cudowną istotę, powtórzyliśmy sesję w pełnym składzie. Dzięki temu album rodzinny Kamili i Kamila pełen jest wspomnień ze zwykłego życia ich rodziny. I co ważniejsze, są na tych zdjęciach w komplecie! Zobaczcie koniecznie, co wynikło z naszego wspólnego, letniego spaceru po pełnym zieleni ogrodzie. To była wspaniała przygoda, która wymagała od nas sporo ruchu i nieco gimnastyki (nadążyć za pełnymi energii małymi dziećmi nie zawsze jest łatwo ;)), ale przyniosła nam ogrom satysfakcji.