Najpierw jest luty i zima, i grypa. Dostajemy maila z pytaniem o wolny termin i kilkoma słowami o tym, jak wyglądać będzie ślub. W skrócie plan jest taki, że ma być zielen, swoboda, rodzina i przyjaciele. Czujemy w kościach, że to będzie piękna historia. Kilka dni potem dostajemy kolejnego maila i już wiemy, że będziemy mogli być częścią tego wydarzenia. I to jest radość taka, że na chwilę zapominamy nawet o zimie i grypie.

Potem jest upalny koniec lipca. Jagoda pisze, że wrzesień już niedługo i może fajnie byłoby sie poznać na żywo przed ślubem. Taka propozycja to miód na nasze serca, więc umawiamy się na poranną kawę i poznajemy Jagodę oraz jej cudowną mamę, Ninę. Rozmawiamy o ślubie, o życiu, o Poznaniu, a potem nagle dowiadujemy się, że Jagoda z mamą stoją za marką Anacomito i szyją piękne i wygodne nerki (sprawdźcie koniecznie, są super zdolne!). Z każdą minutą i każdym słowem przekonujemy się, że znowu mamy niesamowite szczęście i trafiliśmy na ludzi, którym w duszach gra podobnie jak nam. 🙂 I naprawdę nie możemy się już doczekać września i tego ślubu.

A potem nadchodzi wreszcie wrzesień. Historia trochę zatacza koło, bo znowu dopada nas przeziębienie i dzień przed ślubem mamy niewielką gorączkę. Ale przychodzi sobota, pakujemy się i ruszamy do Puław. Wchodzimy do hotelu Trzy Korony i widzimy tonącą w zieleni salę. A potem zatapiamy się już totalnie w tym dniu i jesteśmy cali w tym miejscu, tej historii i z tymi ludźmi.

Slow wedding w Trzech Koronach w Puławach

Gdyby ktoś zapytał nas jakiś czas temu, czym jest według nas slow wedding, mielibyśmy problem z definicją. Teraz znamy już odpowiedź. To swoboda, lekkość, bliskość, brak schematów i reguł. To suknia zakupiona w popularnej sieciówce, która wcale nie jest biała. To buty w kolorze brudnego różu. To sala tonąca w zieleni i wieszane z przyjaciółmi sznury światełek między żyrandolami. To brak pośpiechu, delektowanie się chwilą i obecnością bliskich ludzi. To radość, miłość, szalona zabawa. To niesamowite zaangażowanie najbliższych – zdolnej mamy, która ręcznie przerabia sukienkę Jagody, przyjaciela, który zatapia całe miejsce w kwiatach i wykonuje nieziemski bukiet, kolejnego przyjaciela, który dba o stronę muzyczną przyjęcia. To utwór Amy Winehouse wybrzmiewający w momencie składania życzeń. To ślub, który ani trochę nie jest na pokaz, za to w całości jest dla głównych bohaterów.

Ten dzień płynął własnym, nieco magicznym rytmem i jedyne co można było zrobić, to całkowicie mu się poddać. Weźcie więc kubek kawy/herbaty i zanurzcie się z nami w slow rytmie tej wrześniowej soboty.

Przygotowania: Hotel Trzy Korony
Ślub: Parafia Wniebowzięcia NMP w Puławach
Wesele: Hotel Trzy Korony
Bukiet, kwiaty na sali: Marcin Gładki
Suknia: Mango